Katastrofa Challengera – Adam Higginbotham – recenzja

„Słynna była pewna wypowiedź Alana Sheparda, pierwszego Amerykanina w kosmosie. Zapytany, o czym myślał, przygotowując się do startu na pokładzie rakiety Mercury-Redstone, odpowiedział: „O tym, że każda część statku została zbudowana przez oferenta, który zaproponował najniższą cenę”.”

Katastrofa Challengera, Adam Higginbotham, tł. Jan Halbersztat, Wydawnictwo SQN, 2025, s. 24.
KATASTROFA CHALLENGERA

28 stycznia 1986 roku z przylądku Canaveral wystartowała misja STS-51-L. Początkowa faza lotu nie zapowiadała żadnych problemów. Wahadłowiec wznosił się po wyznaczonej trajektorii. Nagle, w 73 sekundzie lotu transmisja danych telemetrycznych została przerwana. Doszło do eksplozji. Potężna kula ognia przysłoniła orbiter. Rakiety pomocnicze, oderwane od zbiornika głównego i wahadłowca, wciąż mające zapas paliwa na około minutę lotu, zaczęły w niekontrolowany sposób krążyć po niebie. Niektóre z części wahadłowca i głównego zbiornika na paliwo od razu zaczęły opadać. Inne, siłą pędu, kontynuowały wznoszenie, by następnie spaść nad Atlantykiem. Czego nie rozerwała eksplozja i nie strawił ogień, rozszarpało i odkształciło zderzenie z powierzchnią oceanu.

Jedynym, co zdawało się wyjść z eksplozji bez szwanku, były dwie rakiety pomocnicze. Te, ze względów bezpieczeństwa, zostały zdalnie zdetonowane w powietrzu, po kolejnych kilkudziesięciu sekundach niekontrolowanego lotu.

Co doprowadziło do katastrofy? Czy była to awaria, czy może błąd ludzki? Czy można było coś zrobić, aby jej zapobiec?

APOLLO 1

Katastrofa Challengera właściwie rozpoczyna się od opowieści o innej katastrofie z 27 stycznia 1967 roku. Chodzi tu o pożar w kapsule Apollo 1, w którym zginęła cała trzyosobowa załoga [Gus Grissom, Ed White oraz Roger Chaffee]. Jak się później okazało, moduł dowodzenia Apollo 1 posiadał błędy konstrukcyjne. Wśród astronautów najwięcej obaw budziło zastosowanie czystego tlenu jako składnika mieszanki oddechowej, a także właz, który uniemożliwiał szybką ewakuację. Warto dodać, że wewnątrz kapsuły poprowadzono ponad dwadzieścia kilometrów okablowania. W środowisku tak bogatym w tlen, wystarczyła iskra, by wszystko stanęło w ogniu…

Po pożarze wewnątrz kapsuły Apollo 1, NASA wyciągnęła wnioski i wprowadziła szereg zmian. Zmodyfikowano konstrukcję włazu, który od teraz można było otworzyć w przeciągu jednej sekundy. Zmieniono skład mieszaki oddechowej, okablowanie otrzymało dodatkową warstwę izolacji termicznej, materiały łatwopalne zastąpiono samogasnącymi, a także – m.in. – zadbano o to, by skafandry były ognioodporne.

No dobrze, ale co pożar modułu dowodzenia Apollo 1 ma wspólnego z katastrofą Challengera, która miała miejsce dziewiętnaście lat później?

DROGA DO KATASTROFY

Pożar modułu dowodzenia Apollo 1 doprowadził do wielu zmian. Te przełożyły się na sukces kolejnych misji realizowanych przez NASA. Agencja zyskała miano organizacji, która przesuwa granice. Osiąga nieosiągalne. Jak więc sprawić, by pomimo rosnących oczekiwań, dodatkowo stale podnoszonych przez media, zrobić coś jeszcze bardziej spektakularnego niż misja Apollo 11, podczas której człowiek po raz pierwszy wylądował na Księżycu?

Idea lotów kosmicznych, które miały być tak częste, by przypominały zwyczajne, komercyjne loty pasażerskimi liniami lotniczymi była czymś, co wydawało się strzałem w dziesiątkę. Tak zaawansowany plan wymagał jednak mnóstwa czasu i ogromnego finansowania.

Nie był to oczywiście jedyne problemy. Te dopiero zaczęły się pojawiać, a następnie nawarstwiać. Adam Higginbotham pokazuje krok po kroku, co ostatecznie doprowadziło do katastrofy Challengera. Niezrozumienie technologii, z której się korzysta, brak odpowiednich badań, błędy inżynieryjne, biurokratyzacja, zaburzenie komunikacji wewnątrz struktur w organizacji, polityka, pieniądze, presja, samouwielbienie… Autor wziął po lupę każdy z tych czynników, analizując i pokazując drogę do tytułowej katastrofy, w której życie straciło siedem osób: Francis „Dick” Scobee, Mike Smith, Ron McNair, Ellison Onizuka, Greg Jarvis, Judy Resnick oraz Christa McAuliffe.

ŚLEDZTWO, RAPORT I… KOLEJNA KATASTROFA

Zatrważające są wyniki śledztwa przeprowadzonego po katastrofie Challengera. Ustalenia komisji Rogersa, a także poszukiwania szczątek orbitera na dnie Atlantyku, odsłoniły przerażającą prawdę. Zrekonstruowane przez Higginbothama spotkania, rozmowy – bezpośrednie i telefoniczne, czy telekonferencje poprzedzające śmierć załogi Challengera wprawiają w osłupienie.

Po raz kolejny NASA musiała wyciągnąć odpowiedni wnioski, by nie doprowadzić do kolejnej katastrofy w przyszłości. Po raz kolejny NASA wprowadziła szereg zmian, które miały zapewnić bezpieczeństwo przyszłym misjom. I po raz kolejny doszło do katastrofy. Prom Columbia uległ zniszczeniu 1 lutego 2003 roku.

„Nadszedł czas, aby wydać instrukcję, której nikt w Centrum Kontroli Misji nie chciał usłyszeć – formalne potwierdzenie, że zginęło kolejnych siedmioro astronautów:
Rick Husband
William McCool
Michael Anderson
Kalpana Chawla
David Brown
Laurel Clark
Ilan Ramon”

Katastrofa Challengera, Adam Higginbotham, tł. Jan Halbersztat, Wydawnictwo SQN, 2025, s. 577.
SZCZEGÓŁOWE OPISY

Po tym, co napisałem do tej pory, zapewne zauważyliście, że Katastrofa Challengera, to książka bogata w detale. W książce Higginbothama znalazło się mnóstwo szczegółowych opisów. Wnętrze źle zaprojektowanego modułu dowodzenia Apollo 1. Prototypowy model wahadłowca stworzony z balsy przez Maxime’a Fageta. Osłona termiczna Columbii. Budowa pomocniczych rakiet na paliwo stałe. O-ringi. Platforma startowa. Zbiorniki pochłaniające drgania akustyczne. „Biały pokój”…

Opisywanych przez Autora technologii/wynalazków/konstrukcji/rozwiązań inżynieryjnych/etc. jest w Katastrofie Challengera znacznie więcej. Za każdym razem Higginbotham zdaje się wyczerpywać temat [w sensie: podczas lektury nie miałem potrzeby sięgania do innych źródeł, by o czymś doczytać] i – co najważniejsze – całość napisana jest w przystępny sposób. Choć więc głównym tematem książki jest „rocket science”, to w jej przypadku ma zastosowanie amerykańskie powiedzenie, oznaczające coś łatwego do zrozumienia: „it’s not rocket science”.

MATERIAŁ ŹRÓDŁOWY

Tak szczegółowe [i przystępne] opisanie tematu wynika z tytanicznej pracy Autora. Higginbotham przeanalizował ogromną liczbę materiałów źródłowych w postaci akt, raportów, notatek, nagrań, itp. Ale to nie wszystko: odwiedził także niektóre z miejsc, o których wspomina w książce. Co najważniejsze jednak – Autorowi udało się porozmawiać z osobami bezpośrednio związanymi ze sprawą. Dzięki rodzinom ofiar katastrofy Challengera, możliwe było „pełniejsze” przedstawienie sylwetek astronautek i astronautów. Spojrzenie na zdarzenia z ich życia, które sprawiły, że wybrali drogę kosmicznych pionierów. Ponadto, wyjście poza kwestie zawodowe, pozwoliło lepiej zrozumieć codzienność ludzi związanych z NASA [np. to, jak wyglądało życie w tzw. „Togethersville”].

Tak potężny materiał źródłowy Higginbotham ostatecznie przekształcił w pasjonującą opowieść – nie tylko o tytułowej katastrofie, ale także o NASA.

PROBLEMY TECHNICZNE MOJEGO EGZEMPLARZA

Z recenzenckiego obowiązku, muszę jeszcze wspomnieć o pewnym problemie technicznym, który napotkałem w swoim papierowym egzemplarzu Katastrofy Challengera. Po stronie 352 nastąpiła strona 385. Oznacza to, że mój egzemplarz nie miał ponad trzydziestu stron.

Problem zgłosiłem do Wydawcy i otrzymałem informację, że byłem jedyną osobą, która zauważyła ów brak stron. Jest to więc raczej mój pech, a nie ogólny problem.

Po zgłoszeniu problemu, Wydawnictwo podesłało mi książkę w wersji cyfrowej, więc brakujące strony doczytałem sobie na czytniku, a niniejsza recenzja odnosi się do całej treści zamieszczonej w książce.

AKTUALIZACJA: Wydawnictwo podesłało mi drugi egzemplarz Katastrofy Challengera, który posiada wszystkie strony.

PODSUMOWUJĄC

Katastrofa Challengera to fascynująca, niesłychanie wciągająca, a momentami smutna i zdumiewająca lektura o jednej z największych katastrof w historii NASA. Adam Higgginbotham przekuł mnóstwo materiałów źródłowych w bogatą w szczegóły opowieść, która powinna zachwycić każdą fankę i każdego fana misji kosmicznych [a przynajmniej mnie zachwyciła].

PS. Na koniec chcę Wam pokazać jeszcze jeden fragment, który uświadamia, jak potężny był start wahadłowców. Poniżej pierwszy start Columbii w ramach misji STS-1.

„[…] kiedy gigantyczne rakiety w końcu zostały po raz pierwszy odpalone, buchnęły płomieniami, które spaliły trawę na półtora kilometra w każdym kierunku; podmuch wyrwał oprawy oświetleniowe i skrzynki alarmów przeciwpożarowych z suwnicy startowej, stopił lub spowodował wyparowanie automatycznych kamer; siła podmuchu sprawiła, że stalowa poręcz przebiła się przez ścianę szybu windy.”

Katastrofa Challengera, Adam Higginbotham, tł. Jan Halbersztat, Wydawnictwo SQN, 2025, s. 183.

PPS. Podczas lektury Katastrofy Challengera myślałem często o serialu For All Mankind 😉

RECENZJA NA PODSTAWIE WYDANIA

Katastrofa Challengera, Adam Higginbotham, tł. Jan Halbersztat, Wydawnictwo SQN, 2025, ISBN: 9788382104011.

Egzemplarz książki do recenzji otrzymałem od Wydawcy w ramach współpracy barterowej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przejdź do treści