Nasi przodkowie to zamknięta w jednym tomie trylogia, na którą składają się następujące historie: Wicehrabia przepołowiony, Baron drzewołaz oraz Rycerz nieistniejący. Tytuły kolejnych powieści oddają stan, w jakim znaleźli się ich głowni bohaterowie.
WICEHRABIA PRZEPOŁOWIONY
Myślę, że ten konkretny tom Italo Calvino jest nie tyle o „powrocie do czegoś”, co raczej o „poszukiwaniu możliwości powrotu do czegoś”. Wicehrabia przepołowiony, jest o dwóch skrajnych mocach zamkniętych w każdym człowieku. O yin i yang, które zespolone zapewniają stabilizację i „normalność”. Dopiero oddzielenie, rozłączenie dwóch przeciwstawnych postaw, pozbawia je same… wszystkiego, z namiętnością i miłością na czele [a więc nie tylko kręgosłupa moralnego]. Te całkowicie oddzielne kierunki, „nie widząc” drugiej strony, działają w trybie ekstremalnym. Mowa tu o rewizji motywu zaprezentowanego przez Roberta Louisa Stevensona w postaci[ach] doktora Jekylla i mister Hyde’a. A z młodszych, popkulturowych iteracji: np. Bruce’a Bannera i Hulka. O ile w przypadku wspomnianych dzieł, alter ego daje o sobie znać w chwili, gdy do głosu dojdzie określony bodziec, o tyle u Calvino rozłąka jest permanentna. Wszystko jest odmienne i maksymalnie podkręcone. Dobro jest ultradobrem. Zło – ultrazłem.
Zaistniała sytuacja, w której jedna osoba staje się dwiema, całkowicie sprzecznymi postaciami, wprowadza zamęt w otoczeniu skażonym jednoczesnym wpływem ultrazła i ultradobra. Ale nie tylko. Jak możemy zauważyć, przeciwstawienie ze sobą fizycznego pożądania, jak i miłości duchowej, prowadzi do kolejnych perturbacji. Autorowi udało się to zobrazować przez całkowicie fantastyczny [niemożliwy] i absurdalny punkty wyjściowy. Rozdzielenie całości, która – właśnie przez swoją skrajność – pozwala spojrzeć na świat w sposób dotąd nieznany.
Pytanie, czy rzeczywistość, w której widzimy tylko czerń i biel, może być dla ludzi znośna? A może kiedyś, baaaardzo dawno, dawno, temu, właśnie taka była?
BARON DRZEWOŁAZ
Zastanawiając się nad tym dłużej, dojdziemy do wniosku, że szukając źródeł czegokolwiek, choćby prawdy, cofniemy się do tego, co naturalne. A więc do szeroko rozumianej przyrody. Nic więc dziwnego w tym, że młody chłopak, który buntuje się przeciwko swojej rodzinie [i nie tylko], ucieka na drzewo i postanawia od tej chwili już nigdy nie zejść na ziemię. Ten powrót do natury, w którym nic już nie jest takie jak było, interpretowany jest przez ludzi różnie. Jedni widzą w nim młodzieńczą fantazję, inni głupotę, banicję, sposób na filozofowanie, czy wreszcie – szaleństwo. Każdy punkt widzenia ma w sobie zarówno cząstkę kłamstwa, jak i szczyptę prawdy. Być może to sam zainteresowany, będący w centrum uwagi, mógłby opowiedzieć się po którejś ze stron zaproponowanych przez książkowego Woltera:
To w końcu jak – Natura czy Rozum? Czy to, że u Calvino jeden z „naszych przodków” wrócił na drzewo, to zaprzeczające ewolucji uwstecznienie, czy może opamiętanie się, co do miejsca człowieka w świecie? I jakie w tym wszystkim zajmuje miejsce kultura [a dokładniej: czytanie książek], skoro to właśnie ona sprowadziła pewną jednostkę na drogę dobra [która dla niej samej dobrze się nie skończyła]?
Naprawdę, im dłużej się nad tym zastanawiam, tym czuję w głowie większy mętlik.
RYCERZ NIEISTNIEJACY
Ale to nie jeszcze nie koniec. Wciąż nie wspomniałem tutaj o Rycerzu nieistniejącym, ostatniej z zawartych w tomie Nasi przodkowie historii. Tutaj rzecz ma się jeszcze… dziwniej. Otóż, o ile w pierwszej i drugiej opowieści mowa była o ludziach, o tyle w tym przypadku centralnym punktem staje się tytułowy rycerz. A właściwie ożywiona, pusta zbroja. W ogromnym uproszczeniu, można by rzec, że to taki trochę odpowiednik dzisiejszych robotów. Robotyczna analogia sięga dalej: nasz rycerz kieruje się w swoim „życiu” jedynie regulaminami, procedurami, etc. Najlepiej prezentuje to zwłaszcza pewna „scena miłosna”, podczas której… [przyjemność jej odkrycia pozostawiam Wam;)].
Nieistnienie jednej z postaci implikuje nie tylko dość dziwne zdarzenia, ale i również mnóstwo pytań z gruntu filozofii, np.: czym jest miłość, człowieczeństwo, czy wreszcie sama rzeczywistość?
Jako, że w każdej z historii mamy do czynienia z dwoma przeciwieństwami, naprzeciwko rycerza nieistniejącego postawiony został człowiek aż nazbyt istniejący. Postać ta, która nie tylko nosi wiele imion, ale i od czasu do czasu próbuje stać się przedstawicielem flory i/lub fauny, a czasami także czymś wywodzącym się z natury nieożywionej, jest wszystkim i wszędzie. Ograniczeniem jest jedynie cielesność, która – niczym rycerska zbroja – staje się kotwicą umożliwiającą bycie w danym miejscu. Powłoka, czy to biologiczna czy mechaniczna, pozwala namacalnie istnieć. Bez niej, wszystko było by nazbyt ulotne, by wytrwać w konkretnej czasoprzestrzeni.
ELEMENTY FANTASTYCZNE
Pisane przez Calvino kolejne historie składające się na całą trylogię Naszych przodków mają w sobie mnóstwo elementów fantastycznych. Część z nich może przywodzić na myśl tradycyjne baśnie [co dostrzegłem zwłaszcza w żołnierzach, którzy niejako scalali się z lasem]. Inne, przypominają literaturę fantastycznonaukową. Beznadziejnie przepołowiony i cudownie pozszywany wicehrabia jest pierwotnie ciekawym przypadkiem dla wojskowych lekarzy, którzy – niczym doktor Frankenstein – „reanimują” istotę. Bo czy to po zabiegu jest człowiek, pozostawiam do własnej oceny każdej Czytelniczce i każdemu Czytelnikowi.
O Rycerzu nieistniejącym i jego porównaniu do znanych nam robotów już wspomniałem. Ale dodam jeszcze, że roztrząsane przez Calvino dylematy związane z poszukiwaniem człowieczeństwa poza człowiekiem, dostrzegamy często w dziełach stricte fantastycznonaukowych [np. w Blade Runnerze Philipa K. Dicka, czy choćby w o wiele wcześniejszym R.U.R. Karela Čapka].
HUMOR
Oryginalne pomysły i wplecenie w nie fantastycznych motywów to nie wszystko. Nasi przodkowie naszpikowani są także sporą dawką humoru. Raz jest on dwuznaczny, kiedy indziej znów absurdalny. Jednak to ostatnia z historii – Rycerz nieistniejący – ubawiła mnie najbardziej.
Przede wszystkim, rycerskość i wojskowość są tu wręcz skarykaturowane. Ale to nie tylko przedstawienie bezsensownych ceremonii i rytuałów mających miejsce w armii. Absurd sformalizowania wszystkich i wszystkiego sprawia, że nawet w trakcie bitwy wiadomym jest, gdzie znajdzie się konkretny przeciwnik, a i jego unicestwienie może zostać przerwane, by nie zakłócić z góry przyjętego planu.
Nie wiem, czy to co teraz napiszę jest słuszne, czy też nie, ale czytając o scenach miłosnych w pewnym zamku, czy o Zakonie Rycerzy Świętego Graala, myślałem o… Monty Pythonie i Świętym Graalu [filmie młodszym od Rycerza nieistniejącego]. Czy „Rycerze, którzy mówią ni” to nawiązanie do pewnej, wypowiadanego przez Calvinowskich rycerzy, dźwięku [s. 568]? Albo wspomniane zamkowe sceny miłosne – czy mogły one stanowić inspirację [podkreślam: inspirację, nie plagiat!] dla członków grupy Monty Python? Jeśli tak, to chylę czoła za oddany Calvinowi hołd.
PODSUMOWUJĄC
Lektura Naszych przodków nie tylko wciąga i bawi, ale [przede wszystkim] może także prowokować do zadawania sobie wielu pytań [a przynajmniej mnie sprowokowała]. Z tego też względu, polecam czytać tego konkretnego Calvino bez pośpiechu. Warto obracać w myślach idee, którym bez reszty poświęcili się nasi przodkowie.
RECENZJA NA PODSTAWIE WYDANIA
Nasi przodkowie, Italo Calvino, tł. Barbara Sieroszewska, Państwowy Instytut Wydawniczy, 2024, ISBN: 978-83-8196-839-3.
Egzemplarz książki do recenzji otrzymałem od Wydawcy w ramach współpracy barterowej.