Dalej historia wygląda z grubsza następująco: Pan Błysk postanawia kupić samochód. Udaje się więc do sklepu. Ale zapomniał z domu portfela, więc w ramach zastawu, zostawia rower. Wsiada do auta, którym ewidentnie nie umie jeździć i doprowadza do kilku większych i mniejszych katastrof…
PO DRUGIEJ STRONIE LUSTRA
J.R.R. Tolkien napisał Pana Błyska z myślą o swoich pociechach. Całą historię ekscentrycznego pana w wysokim cylindrze, zaoferował później swojemu ówczesnemu wydawcy, jako coś, co będzie można wydać po Hobbicie. Niestety plan – ze względu na koszty produkcji – nie doszedł do skutku, a sama historia trafiła na rynek wiele, wiele lat później, już po śmierci Autora Władcy Pierścieni.
Wydawca miał widzieć w Panu Błysku odpowiednik Alicji w Krainie Czarów. Wcale mnie to nie dziwi: świat przedstawiony w opowieści Tolkiena jest na swój sposób dziwny. Ekscentryczny. Postrzelony. Weźmy już samą ideę wysokiego domu tytułowego bohatera – pomieszczenia w środku mają wysokie sufity, gdyż Pan Błysk chodzi w wysokich cylindrach. Albo zgodę właściciela sklepu z samochodami na wydanie samochodu w zamian za zastawienie roweru. Jest też stworzenie zwane Żyrólikiem, które raz, że stanowi ciekawą krzyżówkę królika z żyrafą [po tej drugiej ma szyję], a dwa – potrafi mówić.
Podobnie jak w Alicji w Krainie Czarów, pan Błysk napotyka również całą gamę mniej lub bardziej oryginalnych postaci. Na prowadzenie wysuwają się trzy misie, które potrafią napędzić panu Błyskowi niezłego stracha, choć – sądząc po zawartych w książce ilustracjach – ewidentnie są pluszowe.
Same spotkania zawierają w sobie też pewien pierwiastek szaleństwa i odrealnienia… ale o tym nie piszę nic więcej, by nie psuć Wam frajdy z lektury.
HUMOR
A frajdy z czytania Pana Błyska można czerpać co niemiara. Zwłaszcza, ze względu na zawarty w książce absurdalny humor. Dla przykładu: wyobraźcie sobie sytuację, w której ktoś, kto ewidentnie znalazł prawo jazdy w chipsach, wsiada za kierownicę, by – dosłownie – rozbijać się po mieście. W książce szybko bowiem dochodzi do pierwszej katastrofy. Potem kolejnej. I kolejnej…
Więc choć zdarzenia [a dokładniej „zderzenia”] spowodowane nieudolną jazdą pana Błyska powinny mieć o wiele poważniejsze reperkusje, w historii opowiadanej przez Tolkiena po prostu bawią [ale, ostatecznie, nie pozostają bezkarne].
WYDANIE ILUSTROWANE I DWUJĘZYCZNE
Historia pana Błyska uzupełniona jest mnóstwem zabawnych ilustracji stworzonych przez J.R.R. Tolkiena. Wszystkie one idealnie oddają absurd i pewne odrealnienie świata przedstawionego.
Wisienką na torcie jest jednak decyzja Wydawcy, by owe wydanie Pana Błyska było wydaniem dwujęzycznym. Tzn. Pierwsza połowa książki to opowieść w naszym rodzimym języku, z wplecionymi w tekst ilustracjami. Natomiast po odwróceniu [i obróceniu] niniejszego wydania, otrzymujemy reprint kart, na których Tolkien spisał całą opowieść, a także tekst po angielsku.
PODSUMOWUJĄC
Pan Błysk to przepięknie zilustrowana, starannie wydana i zabawna opowieść nie tylko dla dzieci [i nie tylko dla fanek i fanów twórczości J.R.R. Tolkiena]. Choć w istocie perypetie pana Błyska dzieją się w świecie zbliżonym do naszego, to jednak ze względu na absurd wydarzeń, zdaje się on być niemal równie fantastyczny, co ten przedstawiony w Hobbicie [a może rzeczywiście – jak to zauważył ówczesny wydawca Tolkiena – bliżej mu do Alicji w Krainie Czarów?].
RECENZJA NA PODSTAWIE WYDANIA
Pan Błysk, J.R.R. Tolkien, tł. Paulina Braiter, il. J.R.R. Tolkien, Zysk i S-ka Wydawnictwo, 2024, ISBN: 978-83-8335-405-7.
Egzemplarz książki do recenzji otrzymałem od Wydawcy w ramach współpracy barterowej.