Pozwól mi wejść – John Ajvide Lindqvist – recenzja

Znajdujące się na przedmieściach Sztokholmu Blackeberg to miejsce pozbawione historii. Jest zbyt młode by ją mieć. Przez trzydzieści lat istnienia, wokół spokojnej dzielnicy nie narosły żadne legendy ani tajemnice. Przez ostatnie trzy dekady nie działo się nic, co warte byłoby odnotowania w annałach Blackebergu. Wkrótce miało się to jednak zmienić…

W którymś z szarych, blackebergowskich blokowisk, mieszka wraz ze swoją mamą dwunastoletni Oskar. Chłopiec nie ma lekko – zwłaszcza w szkole, która jest dla niego istnym piekłem. Klasowi dręczyciele prześladują go i poniżają. Pozbawiony przyjaciół, nie może liczyć na jakiekolwiek wsparcie. Aż pewnego dnia, do mieszkania obok wprowadza się tajemnicza dziewczynka, z którą Oskar bardzo szybko nawiązuje znajomość. Co prawda, jest ona dziwna, ale właściwie – czy Oskar też nie uważa samego siebie za dziwnego?

W międzyczasie, w Blackebergu dochodzi do makabrycznego znaleziska. Gdzieś w pobliskich lasach odnaleziono ciało nastoletniego chłopca, które ktoś pozbawił krwi. W jakim celu? Niegdyś spokojna dzielnica, zaczyna obrastać w tajemnice…

WZNOWIENIE [ALBO KROTKA HISTORIA POSZUKIWAŃ]

Pozwól mi wejść to książka, na którą długo czekałem. Ukazała się ona już wcześniej na naszym rynku pod tytułem Wpuść mnie [Wydawnictwo Amber]. Od kiedy po raz pierwszy o niej usłyszałem, czułem, że jest to coś, co koniecznie muszę przeczytać.

Pewnego razu, szperając na antykwarycznych półkach, moim oczom ukazał się grzbiet innej książki Johna Ajvide Lindqvista – Powroty zmarłych. Pomyślałem: „cóż, to nie Wpuść mnie, ale przynajmniej sprawdzę Autora”.

Zacząłem czytać tego samego dnia. Nie mogłem się oderwać. Pochłonąłem Powroty zmarłych i tym bardziej zawziąłem się, by przeczytać najsłynniejsze dzieło Lindqvista – Wpuść mnie.

Jakiś czas później, Zysk i S-ka zapowiedział Pozwól mi wejść. Nie mogłem się doczekać…

***

Jak możecie domyślić się po tym nieco przydługawym [i być może zbyt osobistym] wstępie, oczekiwania związane ze wznowieniem Lindqvista miałem ogromne. Zwłaszcza, po niezwykle udanych Powrotach zmarłych. I cóż – nie będę Was trzymał dłużej w napięciu – Pozwól mi wejść przerosło moje – całkiem wygórowane – oczekiwania.

SKANDYNAWSKI HORROR

Już od pierwszych stron, w mojej głowie pojawiła się myśl, że oto mam do czynienia z tzw. „literaturą skandynawską” – pełną surowych pejzaży, odartą z barwy i światła, skąpaną w mroku i gęstą psychologicznie.

Ale „surowe” jest coś jeszcze – naturalistyczne opisy i wgląd w wynaturzone umysły [a zwłaszcza jeden]. Jest w Pozwól mi wejść kilka scen, które wzbudzają autentyczny niepokój. Lindqvist nie szczędzi ani swoich postaci, ani czytelników, poruszając tematy takie jak krzywdzenie nieletnich czy opisując ich seksualne wykorzystywanie przez osoby dorosłe. Tak, „czytelniczy dyskomfort” to najlepsze na co możecie w tych fragmentach książki liczyć.

PSYCHIKA POSTACI

Tak mocne, będące tematem tabu sceny, są jednak w książce „po coś”. Lindqvist doskonale wie, czemu je wprowadził i zapewne zdawał sobie sprawę, jakie wywrą one wrażenie na odbiorcach. Przyznam szczerze, że gdyby nie one, jedna z postaci byłaby psychologicznie spłycona; być może wydawałaby się nawet nieco „sztuczna”. W końcu wgląd w tak wypaczoną psychikę to nie jest coś, z czym ma się do czynienia na co dzień.

Wiarygodne psychologicznie są właściwie wszystkie postaci. Ich uwiarygodnieniu sprzyja m.in. mocno nakreślony „wątek obyczajowy”, osadzający bohaterki i bohaterów w ich naturalnym otoczeniu. Blackeberg to nie tylko miejsce akcji – to, choć niegdyś spokojna, to jednak depresyjna okolica, w której życie zdaje się przeistaczać w jałową egzystencję. W tym sensie, wtargnięcie nadnaturalnego, można traktować jako sposób na wyjście z marazmu.

ELEMENT NADNATURALNY

Równie dobrze wypada w powieści wątek nadprzyrodzony. Wampiryzm jest u Lindqvista złożonym zagadnieniem. Rządzi się on swoimi prawami. Nie polega tylko na uzupełnianiu płynów i unikaniu promieni słonecznych.

„Wyglądała dziwnie. Półdługie czarne włosy. Okrągła twarz, mały nos. Jak lalka-wycinanka na stronach dla dzieci w „Hemmets Journal”. Bardzo… ładna. Ale coś było nie tak. Nie miała czapki ani kurtki, tylko cienki różowy golf, mimo że było zimno.”

Pozwól mi wejść, John Ajvide Lindqvist, tł. Elżbieta Frątczak-Nowotny, Zysk i S-ka Wydawnictwo, 2025, s. 43.

Przy tym, warto podkreślić, że w Pozwól mi wejść, portret wampira zbliżony jest do jego pierwotnych wersji – to potężna istota, której należy się obawiać. I choć jest w książce „międzygatunkowy” wątek miłosny, to nie ma on nic wspólnego z profanacją, której dopuściła się w Zmierzchu Stephenie Meyer.

PODSUMOWUJĄC

Pozwól mi wejść, to – pomimo kilku naprawdę mocnych i wzbudzających dyskomfort scen – książka, od której nie mogłem się oderwać. Podobnie jak w Powrotach zmarłych, tak i tutaj, John Ajvide Lindqvist bierze na tapet dobrze znany w popkulturze temat, by przestawić go w oryginalny sposób.

Głębokie psychologicznie, momentami szokujące oraz ociekające gęstym klimatem Pozwól mi wejść, to jeden z najlepszych horrorów, jaki w życiu przeczytałem.

Warto było tyle czekać.

RECENZJA NA PODSTAWIE WYDANIA

Pozwól mi wejść, John Ajvide Lindqvist, tł. Elżbieta Frątczak-Nowotny, Zysk i S-ka Wydawnictwo, 2025, ISBN: 978-83-8335-676-1.

Egzemplarz książki do recenzji otrzymałem od Wydawcy w ramach współpracy barterowej.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przejdź do treści