Legendy to zbiór niesłychanie oryginalnych opowiadań Torgny’ego Lindgrena. Ich wyjątkowość polega w głównej mierze na wszechobecnej dziwności i różnorakim stylu. Zanim jednak skupię się na tych dwóch aspektach Legend, najpierw kilka słów o tym, co znajduje się w zbiorze.
ROZMAITOŚCI
Nienazwane, a jedynie ponumerowane [poza ostatnim] opowiadania poruszają wiele tematów – raz jest to pilnowanie śmierci, kiedy indziej dobrowolne popadnięcie w niewolę we współczesnej Szwecji [co staje się wydarzeniem medialnym]. Lindgren opisuje także losy malarza Zorna, który… mieszka w fałdzie skóry pewnej tęgiej Dziewki. Kolejny tekst traktuje o… hm… podbojach religijnych, które zaowocować miały skonsumowaniem pewnych owiec, zanim te staną się łykowate.
Później jest trochę „zwyczajniej”: oto historia pewnej dziewczyny, która nijak nie mogła opuścić swojego domu. Dość „normalny” jest także tekst poświęcony kobiecie, którą porzucił mąż, by zdobyć środki do budowy katedry. I na tym „względna normalność” się kończy.
Oto bowiem pojawia się prawdopodobnie najbardziej szalone/absurdalne opowiadanie o pewnym chciwym mężczyźnie, który postanowił powiększyć swój areał pod uprawy. W następnej historii poznajemy dwoje laureatów literackiej Nagrody Nobla: Selmę Lagerlöf oraz Vernera von Heidenstama [autentyczność postaci nie przeszkadza Lindgrenowi dopisać do ich historii wątku nadnaturalnego]. Później jest tekst o nawiedzonej siłaczce. Kolejny utwór odnosi się do mitologii i opisuje relację Freji oraz Rungnera. Następne opowiadanie [moje ulubione] traktuje o Jakubie, który porzucił żonę, by zostać apostołem. Jest też – chyba najsłynniejszy – tekst o piłkarzu, który nigdy nie podawał do tyłu. Ostatni utwór skupia się na Buddzie, który oddaje co tylko może, by ratować gołębicę.
Jak widać, w Legendach wiele się dzieje. Czy zamknięcie takiego miszmaszu w jednym zbiorze ma sens?
CUDA I DZIWY
To, co dzieje się w opowiadaniach, na pierwszy rzut oka wydaje się absurdalne. I gdyby tak potraktować – dosłownie – wszystkie teksty, można by stwierdzić, że Lindgren zaklął szaleństwo w prozie. Rzeczy, które nie mają racji bytu – tutaj istnieją, a ludzie, którzy ich doświadczają przyjmują je jako coś zwyczajnego. Podobnie rzecz się ma z ich zachowaniem. Zupełnie normalne jest zakopanie jeszcze zdatnej czaszki w urodzajnej ziemi, by ta się nie zmarnowała [w sensie: czaszka, nie ziemia]. Podobnie, nie ma nic nadzwyczajnego w mężczyźnie, który zaczyna kroczyć po wodzie. Przykłady można mnożyć, ale nie chcę nikomu psuć zabawy z odkrywania coraz to kolejnych pomysłów Lindgrena.
Legendy można odczytywać także przez pryzmat filozofii, religii, czy fizyki kwantowej. Rzuca się w oczy zwłaszcza egzystencjalizm. Ale uważam, że lektura opowiadań zebranych w niniejszym tomie sprawdza się lepiej jako czysta [i czasami szokująca] rozrywka. Zwykle jestem za tym, by dogłębnie analizować każdy tekst, ale nie w tym przypadku – zracjonalizowanie opowiadań Lindgrena odarłoby je z całego uroku.
STYL
Ogromna różnorodność panuje także w stylu, jakim posługuje się Autor Legend. Obok do bólu wręcz ascetycznych opowiadań, pojawiają się także teksty inspirowane podaniami ustnymi, czy przywodzące na myśl fragmenty Biblii, tytułowe legendy czy baśnie. Ponadto, w zbiorze Lindgrena spotykają się kanciaste zdania z kwiecistymi. I o ile na przestrzeni całej książki panuje stylistyczny rozgardiasz, o tyle wewnątrz pojedynczych opowiadań występuje wyjątkowa spójność.
PODSUMOWUJĄC
Legendy to oryginalny oraz bardzo specyficzny zbiór opowiadań, do którego polecam podchodzić bez zbędnego racjonalizowania. Choć – siłą rzeczy – umysł będzie starał się szukać wytłumaczenia, dążenie do niego może okazać się zgubne dla uroku szalonej prozy Torgny’ego Lindgrena.
RECENZJA NA PODSTAWIE WYDANIA
Legendy, Torgny Lindgren, tł. Tomasz Feliks, ArtRage, 2024, ISBN: 978-83-67515-45-0.
Za egzemplarz książki do recenzji dziękuję Wydawcy.