UWAGA: NINIEJSZA OPINIA ZAWIERA TREŚCI, KTÓRE MOGĄ ZOSTAĆ UZNANE ZA SPOILERY.
Jasnowłosy chłopiec, którego imienia jeszcze nie znamy, podąża w kierunku laguny. Jest sam, tak jak samotna jest wyspa, na której się znalazł – imię wyspy to też tajemnica. I w tą samotność wkrada się nagle dźwięk, wołanie dochodzące gdzieś z pobliskich krzaków. To drugi chłopiec, który właśnie odnalazł tego pierwszego. Szok, a może zupełnie nieprzystosowanie sprawiają, że jasnowłosy zbywa nowego znajomego, by ostatecznie, podczas pierwszych rozmów, usłyszeć, że ten chłopiec z krzaków, chce zacząć wszystko na nowo. Chłopiec z zarośli, pyta jasnowłosego o imię – Ralph – odpowiada, nie wykazując większego zainteresowania towarzyszem. Nieznany jeszcze chłopak, mówi, że tutaj, gdzie wszystko zacznie się na nowo, będzie mógł wreszcie puścić w niepamięć swoje przezwisko. Zainteresowany Ralph, pyta jakie. Chłopak odpowiada – „Prosiaczek”. Jasnowłosy śmieje się, staje na rękach i robi różne dziwne rzeczy, które robić może tylko dziecko. I jest w tym wszystkim brutalny, tak jak brutalne może być dziecko.
Po chwili konwersacji, wyławiają muszlę – konchę, w która Ralph dmie z całej siły, co sprawia, iż z różnych części wyspy nadchodzą inni chłopcy. Ocaleli z katastrofy lotniczej, w żaden sposób niezorganizowani, postanawiają zacieśnić więzi by przetrwać. Zawiązują w ten sposób społeczność, na której czele stawiają Ralpha.
ANATOMIA WŁADZY
Władca much, to historia tworzenia się prawa i władzy. Dzieci szybko wpasowują się w strukturę stworzoną przez Ralpha, widząc w nim autorytet. Ma on nie tyle siłę przekonywania, co roztacza wokół siebie charakterystyczną dla wszystkich ludzi u władzy aurę. Chłopcy lgną do niego, widząc w nim szansę na ocalenie. Skupia się on na wyznaczaniu i wykonywaniu zadań. Zbudować schronienie, zdobyć pożywienie, podtrzymywać ognisko. I respektować konchę, która jest insygnium władzy. Ten, kto ją trzyma, ma prawo mówić, a inni nie mogą mu w tym momencie przeszkadzać. Ustalone w ten sposób normy są jednak umowne, a respektowanie ich wynika z uogólnionego podejścia do osoby, która właśnie przemawia. Prosiaczek, z którego tuszy wszyscy się śmieją, pomimo najrozsądniejszych słów, nie jest w stanie znaleźć posłuchu wśród zgromadzonych. Domaga się swojego prawa do możliwości nieprzerywanej wypowiedzi, jak to jednak z prawem bywa, nie wszyscy są skłonni je respektować – każda przemowa Prosiaczka kończy się ogólną wrzawą i rozbawieniem. To jednak najmniejszy przykład nierespektowania prawa oraz – woli władcy.
ANTAGONIŚCI
William Golding w bardzo charakterystyczny sposób zarysował rywalizujące ze sobą postaci. Każda z nich cechuje się czymś innym, i każda z nich w jakiś sposób chce uszczknąć coś dla siebie. Motywacje są różne, ale cel ten sam – utrzymanie przywództwa nad grupą. Z czasem, pomiędzy głównymi antagonistami zakreślają się coraz większe różnice poglądowe, by w pewnym momencie przekroczyć moment krytyczny, po którym dalsza współpraca przestaje być możliwa. Poza narracją (prowadzoną z punktu widzenia Ralpha), właśnie w tej kwestii zarysowany zostaje problem samotności władcy. Otrzymuje on sprzeczne sygnały, musi podejmować decyzje obarczone wielką odpowiedzialnością i zostaje z tym wszystkim sam. Bo do niego należy ostateczne słowo, za które jest stale rozliczany (co autorowi udało się idealnie zobrazować).
INSTYNKT
Wśród pretendentów do roli przywódcy był również Jack – chórzysta, którego poznajemy, gdy przychodzi na pierwsze wezwanie konchą ze swoją prywatną, „umundurowaną” armią – pozostałymi ocalałymi chórzystami – dlaczego jednak Jack nimi rządzi? Wyjaśnia to podczas głosowania na wodza (zanim został nim Ralph), następująco:
„ – Ja powinienem być wodzem – powiedział Jack arogancko – bo śpiewam w chórze kapituły i jestem kierownikiem chłopców. Biorę czysto C.”
Władca much, William Golding, 2020
Początkowa chęć dowodzenia ocalałymi stopniowo przeradza się w coś innego – w potrzebę, która zdaje się wywodzić z naturalnej umiejętności egzekwowania własnej woli. Aby scedować część swojej władzy, Ralph ustanawia go dowódcą chórzystów, którzy od tej pory przeistaczają się w myśliwych. To na ich barkach ma ciążyć odpowiedzialność za pozyskiwanie pożywienia.
Przedstawione przez Williama Goldinga mechanizmy są naturalne i inicjowane bezpośrednio przez postaci. Pomimo, iż ich autorami są dzieci, czytelnik szybko dostrzeże, że nie różnią się one wiele od tego, do czego przyzwyczaił go otaczający świat. Z tym, że świat, do którego trafili chłopcy, jest zupełnie odmienny.
CAST AWAY
Odcięta od świata zewnętrznego wyspa to miejsce rajskie. Chłopcy korzystają z wolności, jaką ona im zaoferowała. Kąpią się i bawią. Beztroska szybko jednak ustępuje miejsca konieczności przetrwania – zadbania o jedzenie, ogień i schronienie. W wyniku zderzenia z rzeczywistością, dzieci zdają się oblewać egzamin – początkowy zapał oraz chęć realizacji woli Ralpha, szybko zanika, a warunki bytowe zaczynają dawać w kość. Raj powoli przeistacza się w piekło. Prażące słońce to coś, przed czym trzeba się chronić, a jedzenie – to nie tylko zaspokojenie głodu, ale również i chroniczne problemy żołądkowe. Ralph stara się nad wszystkim zapanować, zwołując konchą zebrania, na których ustalane są najważniejsze kwestie.
DEBATY
Książka, podkreślając rolę dialogu międzyludzkiego w cywilizowanym świecie, kładzie ogromny nacisk na zebrania. Podczas nich toczone są debaty, na których ustalane jest praktycznie wszystko. Pomimo braku doświadczenia, chłopcy toczą żywe dyskusje – nie tylko zgadzają się lub nie z wolą wodza, ale również wysuwają i własne postulaty oraz odpowiadają na zaczepki oponentów. Czasami są one bardziej kulturalne, czasami mniej – tak jak w prawdziwym świecie. I mają one znaczenie dopóty, dopóki zachowane zostają choćby resztki cywilizowanego świata. W pewnym momencie słowa muszą znaleźć zamiennik, a wraz z nim nadchodzi kres kultury i cywilizacji.
ISTOTA ZŁA
Autor udowadnia, iż cywilizowany świat to coś nabytego, co nie do końca jest zgodne z ludzką naturą. Zwolnieni z okowów norm społecznych, chłopcy szybko „dziczeją”. Entropii poddaje się całe ich wychowanie. Zastąpione zostaje ono prawem silniejszego oraz własnymi, skutecznie tłumionymi do tej pory instynktami. Wyspa stwarza idealne warunki do tego, by dać upust agresji, sadyzmowi, żądzy krwi – swoim mrocznym popędom. Obserwujemy przemianę postaci, która wydaje się tym bardziej przerażająca, im bardziej jest się świadomym, że „to tylko dzieci”.
Zło zdaje się być również wypchnięte poza siebie, jakby wywodziło się nie z wnętrza człowieka, lecz z zewnątrz – a pomaga temu maska.
MASKA
Władca much nakreśla również problem maski. Jest to coś, za czym postać może się skryć oraz spoza czego może patrzeć na świat, będąc świadomym lub nie, swojej obcości. Przy czym jest to obcość w stosunku do otoczenia, albowiem maska pozwala odłożyć na bok swój wizerunek społeczny i przeistoczyć się w konstrukt swoich popędów. Również, przybranie maski pozwala odrodzić się jako coś nowego, nad czym kontrolę wydaje się sprawować… maska. Osoby z zewnątrz mogą nie tylko nie rozpoznawać kogoś tak przemienionego – mogą wręcz odkryć w tej postaci całkiem nową, inną istotę.
SPOŁECZEŃSTWO PIERWOTNE
Poza przyzwoleniem na zachowania motywowane popędami, redukcji ulega również społeczność, zamieniając się stopniowo w społeczeństwo pierwotne. Jedną z pierwszych oznak jest rytualny taniec i śpiew. Powstają zręby wiary w Zwierza (symbolizującego zagrożenie), dla którego zostawiana jest część zdobytej zwierzyny. Ma to chronić grupę, być jej amuletem odżegnującym zewnętrzne zło. Członkowie przybierają również wygląd utożsamiający ich z grupą – są to pomalowane ciała i twarze. Dalsza degradacja widoczna jest również w sferze werbalnej – chłopcy, teraz „dzicy”, zaczynają wykorzystywać sygnały dźwiękowe zamiast słów, a sygnały te znane są tylko im jako grupie.
SUROWE EMOCJE
Władca much, pomimo swojego socjologicznego charakteru jest powieścią bardzo emocjonalną. Surowość oraz radykalność różnych zachowań uzmysławia czytelnikowi, w jak odizolowanym świecie znaleźli się bohaterowie. Jeden z najbardziej szokujących faktów, to ten niby dziejący się w tle – młodsze dzieci (sześcioletnie) pozostawione same sobie. Traktowane jak bezkształtna masa. Jeśli gdzieś wspomniane, to tylko jako problem. Jeśli coś się z nimi dzieje – to albo jest to marginalizowane, albo wypierane. Małe dzieci po prostu nic nie znaczą.
Z drugiej strony, nie sposób pozostać obojętnym w stosunku do jakiejkolwiek postaci nazwanej z imienia. Można z nią sympatyzować lub nie, życzyć jej najgorszego, ale – nie można po prostu stwierdzić, że nie ma ona znaczenia.
PODSUMOWUJĄC
Władca much to książka wybitna. William Golding porusza w niej bardzo ważne – ze społecznego punktu widzenia – tematy. Pomimo tego, napisana jest (technicznie) w sposób bardzo lekki; przez kolejne strony niemal się płynie. Jest też, po prostu – mocna. Mrożące krew w żyłach sceny zlewają się tu z opisem społeczności odizolowanej nie tylko od świata. Poznajemy chłopców, którzy są odcięci od samych siebie. Nawet w zbiorowości, każdy jest tu sam, tak jak samotna jest wyspa, na której się znaleźli. Warto więc poświęcić chwilę, by im potowarzyszyć.
OPINIA DOTYCZY WYDANIA:
Władca much, William Golding, tł. Wacław Niepokólczycki, Zysk i S-ka, 2020. ISBN: 978-83-8202-047-2.