Początek To zaczyna się obiecująco. Mały George Denbrough bawił się na zewnątrz. Wybiegł na wciąż mokre po niedawnej powodzi ulice, w rączce dzierżąc okręcik wykonany z gazety przez jego starszego brata – Billa. Chłopczyk zwodował swój zabawkowy statek i podążył za nim, wzdłuż Witcham Street. Biegnąc w swojej żółtej przeciwdeszczowej pelerynce traci swoją nową zabawkę – nurt wody porwał ją w czeluść kanału. Ale może jeszcze jest szansa, może uda się odzyskać okręcik? Schyla się, chcąc dostrzec swoją zgubę. Co to? Najpierw widzi ślepia, a potem dochodzi go głos. Głos ten mówi „cześć, George”. Oto w środku tej czarnej dziury stoi klaun trzymający w rękach kolorowe balony i utracony statek. To pierwszy raz, gdy chłopczyk widzi tego mężczyznę, a że jest mądrym dzieckiem, to nie zadaje się z nieznajomymi. Nieznajomy się przedstawia – Bob Gray znany także jako Pennywise. Nie są już nieznajomymi, czyż nie?…
George przyznaje mu rację. Klaun proponuje nie tylko zwrot zabawki, ale i balonik. Czemu nie? Chłopiec wyciąga rękę, którą Bob Gray łapie za przegub i ciągnie w swoją stronę. Krzyk alarmuje pobliskich mieszkańców, ale jest już za późno. To dorwało go i nie wypuści, dopóki nie dopnie swego. To była chwila, gdy George poczuł przejmujący ból i darcie. Darcie i ból. A potem nie było już nic. Tylko ciało pozbawione kończyny i martwy wzrok.
A okręcik?
„Wiem tylko, że po opuszczeniu granic miasta Derry w stanie Maine raźno płynął naprzód, niesiony falą powodzi, i tym samym jego rola w tej opowieści dobiegła końca.”
To, Stephen King, 2018
DERRY W STANIE MAINE
Nie bez powodu narrator zostawił gazetowy okręcik w chwili, gdy ten opuścił granicę miasta Derry w stanie Maine. Choć na chwilę odwiedzamy inne rejony, to jednak główna akcja dzieje się właśnie tu. W miejscu – zdawało by się – zapomnianym przez Boga, w którym co dwadzieścia siedem lat dochodzi do przeraźliwych zbrodni lub makabrycznych wypadków. Ale Derry to nie tylko obraz eskalacji zła – to amerykańska prowincja, którą King odmalowuje z oszałamiającą wręcz pieczołowitością. Autor zabiera czytelnika w podróż, podczas której będzie mógł on zagłębić się w lokalnej architekturze, poznać miejscową florę i faunę, historię oraz koloryt.
Tak jak z Ulissesem Jamesa Joyce’a pod pachą można przemierzać Dublin, tak z To można by zwiedzać Derry. Oczywiście, gdyby istniało.
KLUB FRAJERÓW
Pomimo znaczenia Derry w kontekście fabularnym (i ilościowym), jest ono przede wszystkim tłem dla głównych bohaterów.
Akcja dzieje się dwutorowo – w latach 1957-58 oraz w 1984-85, podczas których poznajemy postaci na różnym etapie swojego życia (dzieci i dorośli – ten podział jest istotny).
Najważniejszy z nich – William / Bill Denbrough (określany również jako „Bill Jąkała” lub „Wielki Bill”) jest przywódcą i głównym spoiwem paczki, do której należą również: Richard „Richie” Tozier, Benjamin „Ben” Hanscom, Edward „Ed / Eddie” Kaspbrak, Stanley „Stan” Uris, Michael „Mike” Hanlon oraz, jedyna dziewczyna w grupie – Beverly „Bev” Marsh. Każda z tych postaci jest interesująca, solidnie zarysowana, a jej motywacje są jasne i zrozumiałe. Zarówno na etapie dziecięcym jak i w dorosłym życiu. Autor świetnie poprowadził tych bohaterów oraz położył spory nacisk na dynamikę zachodzących między nimi relacji. Poza jedną sceną (o tym później).
Za najjaśniejszy punkt książki uważam właśnie zwykłe, obdarte z paranormalnej otoczki przygody postaci z Klubu Frajerów. Stephen King potrafi dobrze portretować ludzi w wieku dojrzewania, uchwycić gnębiące ich problemy (mające się nijak do świata dorosłych), ale i nakreślić wciąż dziecinny aspekt ich osobowości. Dochodzi tu do zderzeń pomiędzy np. paleniem papierosów i budowaniem skrytki. Za majstersztyk uważam natomiast „wielką bitwę na kamienie”.
PENNYWISE
Głównym antagonistą Klubu Frajerów jest To – istota owiana tajemnicą. Przedstawia się jako Bob Gray albo tańczący klaun Pennywise. Już z samego początku wiadomo, że nie mamy do czynienia ze zwykłym mordercą, lecz z czymś innym, nadnaturalnym. W jaki sposób działa tytułowe To oraz – czym jest – to pozostawiam do odkrycia w trakcie lektury.
I INNI
Przez karty powieści przewija się jeszcze przynajmniej kilkadziesiąt (a może i kilkaset?) postaci. Pełno tu mieszkańców, innych dzieci czy ludzi wyłaniających się ze wspominanej historii Derry. Wśród nich za najciekawszego uznaję Henry’ego Bowers’a. Jego poczynania interesowały mnie nawet bardziej niż działania podejmowane przez Pennywise’a.
Wyraźne są również postaci drugoplanowe – np. rodzice członków Klubu Frajerów. Nawet wśród nich, ciężko jest znaleźć kogoś, obok kogo przeszłoby się obojętnie.
Na tym jednak kończą się dobre strony To.
OPISY
Książka przeładowana jest sztafażem postaci, wątków i miejsc, przez co jest po prostu… nudna. Dochodzi do absurdów, w których budowane przez cały podrozdział napięcie, przerywane jest w kluczowym momencie na opis okolicy. I gdy wraca się już do właściwej akcji – nie ciekawi ona tak bardzo jak powinna. Ze względu na rozwlekłość wywodów o różnych miejscach – zdarzało mi się zapomnieć od czego właściwie zostałem oderwany.
Jeśli kogoś interesuje szczegółowy, techniczny obraz roweru na którym jeździ Bill, będzie w siódmym niebie. Ale nawet wtedy musi mieć świadomość, że skoro bohater wsiadł już na swój wehikuł, to teraz trzeba będzie mu towarzyszyć podczas jazdy na nim. A co wtedy? Droga może się wznosić lub opadać. Rośliny zamieniać się z chaszczy w pojedyncze drzewa. I wyjeżdżając ze strefy zieleni, gdy postać wjeżdża w teren zabudowany, trafiamy nagle na domy, w których ktoś mieszka, albo firmy, w których ktoś pracuje. Mało tego, zdawkowo nakreślony potrafi być również rys historyczny – wtedy i wtedy ktoś taki i taki zrobił w tym budynku to i to. Litości.
Inny jaskrawy przykład – jeden z bohaterów ma atlas ptaków. Już przy pierwszej wzmiance o tej książce pomyślałem „Oho, niedługo będziemy obserwować ptaki”. I rzeczywiście – postać ta jest w końcu w dokładnie opisanym parku i zaczyna obserwować dokładnie opisaną fontannę (albo podobny obiekt) i w tym momencie, do miejsca wodopoju zlatuje ptactwo. Ale nie, nie jakaś gromada – widzimy pojedyncze okazy, które bohater dodatkowo porównuje z tymi w atlasie.
Tego typu atrakcji jest dużo, dużo więcej.
KONTROWERSYJNOŚĆ
Poza przeładowaniem opisami, w To znalazła się również scena seksu nieletnich. Nie chodzi mi o fakt, że ona w książce jest – uważam, że na kartach powieści autor powinien móc pisać o czym mu się tylko podoba. Pod jednym warunkiem – wprowadzenie do historii czegoś tak mocnego musi być silnie uzasadnione, a tutaj – nie jest. Scena ta jest zupełnie niepotrzebna i bezsensowna, a jej wytłumaczenie jest idiotyczne. Mało tego, jest to jedna z najgorzej napisanych scen seksu z jakimi miałem kiedykolwiek styczność w literaturze. Czytając ją czułem nie tylko niesmak wywołany wspomnianym obrazem, ale przede wszystkim zażenowanie sposobem jego przedstawienia.
GRUPA DOCELOWA
Zastanawia mnie również do kogo To jest skierowane? Jestem dorosły i faktyczny niepokój czułem jedynie w dwóch scenach, które stanowiły całkowicie poboczny wątek – gdy mowa była o ojcu, który zamordował swoje dziecko, oraz o dziecku, które udusiło niemowlaka. Wydarzenia te były opisane w sposób naturalistyczny. Sceny te zajmują może z dwie strony. Z 1102. Tyle.
Oczywiście, nie neguję wartości typowo horrorowych obrazów; podobały mi się one, ale – nie przerażały. Może gdybym był młodszy?
Tylko, czy obecną młodzież są w stanie przestraszyć potwory takie jak: ogromny ptak, mumia, Nastoletni Wilkołak czy Potwór z Laguny? Tego typu monstra w najlepszym przypadku wzbudzały we mnie uśmiech politowania, w najgorszym – salwę śmiechu. Chyba nie o to chodziło.
Z drugiej strony – w To pełno jest scen brutalnych oraz wulgarnych, które nie są odpowiednie dla młodszego czytelnika. Więc dla kogo jest ta książka?
PODSUMOWUJĄC
To Stephena Kinga nie zrobiło na mnie dobrego wrażenia. Przede wszystkim, uważam że powieść ta mogłaby być przynajmniej o połowę krótsza. Wycięcie dłużyzn niewątpliwie zubożyłoby obraz Derry, ale – sięgając po historię tego typu, ciekaw jestem przede wszystkim rozwoju akcji, a nie wywodów na temat okolicy. Nie chodzi o to, że jestem przeciwnikiem opisów – uważam, że one w przypadku To są zarówno zbyt częste jak i – po prostu – zbyt szczegółowe. Stephen King to nie Gustav Flaubert.
Żałowałem również, że w całej tej opasłej historii tak mało jest samego Pennywise’a. Liczyłem na więcej.
Czy warto więc sięgnąć po dzieło Stephena Kinga? Nie wiem. Mnie nie wciągnęło. Ale może was porwie niczym Bob Gray George’a?
OPINIA DOTYCZY WYDANIA:
To, Stephen King, tł. Robert Lipski, Wydawnictwo Albatros, 2018. ISBN: 978-83-6578-162-8.